Tyle zajęć... dziecko, warsztaty, pranie, gotowanie... że
nie zdążyłam jak dotąd pochwalić się moim małym-wielkim osiągnięciem.
Stworzyłam książeczkę. Pierwszą z planowanej serii o piędzimężyku
Myszocie. Planuję napisać ich co najmniej kilka, by móc dzięki nim wprowadzić
moje dziecko (a może i inne dzieci?) w świat słowiańskiej kultury, duchowości i
obrzędowości.
Pierwszą książeczką miała być ta wprowadzająca postaci
głównych bohaterów - przedstawiająca ich i wyjaśniająca, dlaczego zostali
sąsiadami. Bohaterami tymi są piędzimężyk oraz moje własne dziecko, do tego
pewna mysz domowa i rodzinka domowików.
Ponieważ jednak zawirowania związane z wytworzeniem figurek
piędzimężyka i myszki pochłonęły trochę czasu przeznaczonego na stworzenie
prototypu książeczki, pierwszy jej numer poświęcony został postaci pewnego
słowiańskiego ducha, który niekoniecznie zalicza się do tych
najsympatyczniejszych. ;)
I tak oto, mimo że...
„Licho wzięło!” wcześniejsze plany, powstało coś na początek równie
satysfakcjonującego...
Kilka stron z książeczki (jest ich ogółem 44):
|
Obraz Jerzego Przybyła - "Licho" |
Poniżej możecie dowiedzieć się, jak przebiegały prace i
jakie są moje plany na kolejne części. Bo kolejne na pewno wkrótce się pojawią
i trafią do naszego słowiańskiego sklepu. :)
*
Wszystko zaczęło się od ogłoszenia przez „Żywiecką Fundację
Rozwoju” konkursu, w którym zdobyć można było „Stypendium z Pasją”. Należało
przedstawić komisji swoją pasję i plany jej rozwoju w przypadku przyznania
stypendium. Dziwnie trochę było stawać w szranki z uczniami i studentami, niesamowicie
zdolnymi bestiami. :)
Przedstawiłam się tak:
Moją pasją jest pisanie. Gdybym zdobyła stypendium,
przeznaczyłabym je na naukę robienia składu książek, żeby samodzielnie móc je
tworzyć - od A do Z, z pominięciem wydatków na skład i profesjonalny wydruk w
drukarni. Mam głowę pełną pomysłów, dobrą domową drukarkę, zszywarkę i gilotynę
i możliwość sprzedaży przez sklep niszowego wydawnictwa. Czego nie mam -
środków na niepewną inwestycję w skład i druk określonego nakładu. Jeżeli złożę
i wydrukuję sama w domu - będę mogła sprzedać jedną, dziesięć czy pięćdziesiąt
sztuk, drukując każdorazowo zamówiony egzemplarz i nie poniosę strat. Jeżeli
dostanę pieniądze na naukę, przedstawię jej wynik w postaci złożonej, wydrukowanej i zilustrowanej własnymi zdjęciami książeczki.
Gdy przeszłam do drugiego etapu, nie powiedziałam nikomu.
Tym bardziej, że teraz trzeba było nagrać krótki filmik o sobie. Mnie,
technologicznemu mamutowi, wydawało się to nie do przejścia. Poczekałam aż
rodzina zaśnie, bo nie chciałam się przed nimi wygłupić. Nagrywałam o północy,
zestresowana i zażenowana do granic. Następnie - jako że nasz Internet też jest z epoki kamienia łupanego - radiowy, obijający się o góry i lasy i z trudem
ciągnący do nas, o ile nie wejdzie mu w drogę jakaś ciemna chmurka - do siódmej
rano wgrywałam dwuminutowy filmik na maila, modląc się, żeby nie zawiesił mi
się w tym czasie komputer. Poszło! :)
Dostałam stypendium. Przyznałam się rodzinie. ;) I ruszyłam
do dzieła. Napisałam tekst książeczki. Pomoc - stworzenie figurek piędzimężyka
i myszki, zaoferowała Patrycja. Niestety, z powodów osobistych nie dała rady... [Ale wiesz, Kochana, samo to że chciałaś mnie wesprzeć, że zobaczyłaś w tym
sens, dało mi takiego kopa, że starczyło na dobry rozpęd i do końca sprawiało,
że nie zwątpiłam. Dlatego i tak mam Ci co zawdzięczać! <3]
Opisana w książeczce pora roku niestety zmieniła się w tym
czasie. Koniecznym stało się napisanie drugiego tekstu - na wszelki wypadek
niezależnego od pory roku i pogody i tylko z udziałem jednej figurki, bo
podejrzewałam, że myszki niestety nie uda mi się zdobyć na czas. Stąd właśnie pomysł
na tekst o Lichu, które - jako że nikt u nas w rodzinie pedantem nie jest - rzeczywiście
dość często daje się nam we znaki, chowając lub porywając różne rzeczy. ;)
Z pomocą ukochanego mężczyzny powołaliśmy do życia figurkę
piędzimężyka. Domek i część wyposażenia wykonałam sama - reszta to stare
zabawki z dzieciństwa.
Starsza siostra mojego syna zasugerowała, że nie wiadomo,
czy dzieci zaakceptują książeczkę ze zdjęciami. Wystraszyłam się, że może mieć
rację, więc zapominając, że w ogóle nie umiem rysować, popełniłam kilka
ilustracji. :D Ostatecznie chyba jednak trzeba będzie zostać przy zdjęciach, bo
już sobie przypomniałam, dlaczego to miały być właśnie one... ;) Będą więc
zdjęcia oraz - dodatkowo - każdorazowo jakiś obraz Jerzego Przybyła. W ten
sposób chciałabym wprowadzić dzieciaki także w świat sztuki, pomóc im ją
zrozumieć, docenić, poczuć. Z drugiej strony nic tak głęboko nie wyjaśnia
słowiańskiej duchowości, jak właśnie pełne symboliki i atrybutów obrazy
Mistrza. :)
Mam też w końcu i myszkę! Zrobiła ją dla mnie na zamówienie Angelina
z Fiber fury - Needle felted figurines, której zachwycające dzieła możecie podziwiać na jej profilu na
fb: https://www.facebook.com/Fiberfury/
A oto i sama myszka, na razie w obiektywie twórczyni:
Jeśli zatem zainteresowałam w tej chwili rodziców lub
nauczycieli/wychowawców małych dzieci (4-7 lat) - obserwujcie bloga na bieżąco,
bo wkrótce powinno się coś pojawić. :) Możecie też pisać do mnie na maila:
czubakjoanna@poczta.fm
Ze swojej strony raz jeszcze dziękuję Ani Jafernik, Ani
Ziębie i całej ekipie Żywieckiej Fundacji Rozwoju za to, że daliście mi
możliwość rozwoju i uwierzyliście, że w tym szaleństwie jest jakiś sens. ;)
<3
*
Fotorelacja z pracy nad książeczką:
|
Podpisywanie umowy stypendialnej... |
|
nauka... |
|
kleją się maleńkie kierpce... |
|
praca nad składem w programie InDesign... |
|
sesja zdjęciowa: Duszan i ręka Licha w pokoju zaaranżowanym jako piwnicę... |